Krzyśkowi – z całą miłością, której na co dzień nie widać.
A przecież jest.
Piszę ten skrawek trochę dlatego, że Ci to obiecałam, ale bardziej ze względu na jeden twój zwyczaj, który przejęłam i troszkę adaptuję do innych okoliczności. "Kiedy wchodzę do nowego sklepu, muszę się zatrzymać i rozejrzeć, żeby rozgryźć, jaki w nim mają algorytm" mówiłeś kiedyś. Im dłużej patrzę na życie, tym bardziej jestem przekonana, że całe jest ogromnym, wielobranżowym i wielopiętrowym sklepem, w którym zastosowano różne poręczne skróty i wygodne ścieżki. Pech w tym, że przy wejściu w ogóle ich nie oznaczono, a jakoś trzeba ogarnąć zakupy i nie zgubić się po drodze. Więc szukam wskazówek. Bywa, że są zapisane na kolorowych planszach. Zdarza się, że pomoże ekspedientka albo ochroniarz. Czasem inny klient podpowie drogę. Ale najczęściej robię tak, jak ty: zatrzymuję się i rozglądam, aż znajdę algorytm. Ten jest dla Ciebie.
To było kilka miesięcy temu. Październik, może listopad. Wertowałam Biblię, żeby znaleźć werset cytowany przez Malewską i nagle pochwyciło mnie jedno zdanie:
"Przewlekłe czekanie jest raną dla duszy,
ziszczone pragnienie jest drzewem życia".
Pierwsza część mnie nie zaskoczyła, ale przy drugiej zatrzymałam się na dłużej, zanim wróciłam do rozszyfrowywania modlitw Kasjodora. W tym zdaniu było coś, co domagało się uwagi. Wracało do mnie przez całe tygodnie i długie miesiące, zadając pytania.
Dlaczego "drzewo życia"? Dlaczego tym drzewem ma być spełnione pragnienie? Zdanie drążyło i kłuło, aż w końcu zaczęłam kroić je na kawałki, licząc, że to pomoże mi jednak je zrozumieć. I wiesz, nie rozumiem. Ale próbuję. Na razie wymyśliłam tyle:
Żeby życie nie zmieniło się w wegetację, żeby nie stało się koszmarem, człowiek potrzebuje przekonania, że dokądś zmierza. Szczęśliwemu życiu potrzebny jest sens, cel, kierunek. I przekonanie, że nawet najbardziej nieprawdopodobne sny mogą się spełnić. Tylko skąd to przekonanie wziąć? Jak zdobyć takie pragnienie? Skąd czerpać pewność, że właśnie ono się spełni? Jak nie dać się poranić bezsilnemu oczekiwaniu?
Bałam się, że rozerwą mnie te pytania na strzępy, więc zamknęłam oczy, zakręciłam się kilka razy wokół własnej osi i sięgnęłam po najdziwniejszy pomysł, jaki się pojawił. Brzmiał tak:
Nie czekaj. Sięgnij wstecz.
Jak to?
Ano tak: sięgnij do pragnień, które wypragnąłeś wcześniej. Do marzeń, które już się spełniły. Zapragnij dwóch zdrowych nóg, które zaniosą cię na spacer i kolejnych, które chętnie ci potowarzyszą: dwie, cztery, osiem. Zażycz sobie turkotu kół dziecięcego rowerka albo hulajnogi, krzyków i chichotów, gdy huśtawka popychana przez ciebie wzlatuje w niebo. Zechciej usłyszeć muzykę i hałas. I odróżnić jedno od drugiego.
Chciej tego, co właśnie jest. Rozejrzyj się dookoła i zapragnij całym sobą, żeby był kwiecień-plecień z dziwnymi zrywami chłodu i nagłymi wybuchami słonecznego blasku, z szaloną zielenią trawy i pierwszą burzą. Zapragnij, niech po całym mieście kwitną żółte miotły forsycji i białe obłoki jabłoni, niech fiołki wychylają pachnące łebki ze szmaragdowego dywanu, niech ptaki drą się rankiem z drzew.
Widzisz? To wszystko jest teraz drzewem. Z niego zerwiesz, zjesz i nasycisz się.