czwartek, 27 września 2012

Złote liście, złote łzy

   Jesień. Liście na drzewach aż kapią od antocyjanów i śliczne to jest nad podziw. Pajączki uczepione nici przędnych urządzają doroczne przeprowadzki, jakby naprawdę myślały, że gdzie indziej będzie im lepiej. Winogrona, które skubię po drodze na przystanek smakują październikiem. Już po wakacjach, miasto wraca do życia, tylko studenci włóczą się jeszcze bez celu, ciesząc ostatnimi dniami beztroski. Ciepło. Sennie. Spokojnie.
   Autobus turla się przez wzgórza zalane słońcem. Patrzę przez szyby i czuję się trochę jak mucha (Musca domestica) w słoiku z miodem. Na siedzeniu obok pani w zielonym płaszczyku (błyszcząca mucha plujka, Lucilla sericata) udaje, że wychylający głowę z jej torebki piesek (muszka owocówka, Drosophila melanogaster) wcale nie istnieje. Z kabiny kierowcy (duża, czarna mucha, prawdopodobnie Sarcophaga carnaria, ale głowy nie dam) dobiega muzyka. Andrea Bocelli (pasikonik, Tettigonia cantans) wyśpiewuje Con te partiro. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić piosenki, która pasowałaby lepiej do tego leniwego obrazka. Patrzę, słucham, chłonę. I nagle zauważam tych dwoje.
   Siedzą naprzeciw mnie, ale trochę po skosie, więc mogę ich sobie obejrzeć. Dziewczyna wygląda jak wyjęta wprost z fresku Giotta. Popołudniowe słońce łagodzi jej rysy, wyzłaca całą postać, zamienia włosy w obłok blasku. Tylko dlaczego ten chłopak przy niej jest tak wyraźnie wściekły? Dłuższą chwilę zajmuje mi połączenie jego wzburzenia z faktem, że dziewczyna płacze.
   Więc to dlatego. Stąd wściekłość i zażenowanie. Stąd odwrócona demonstracyjnie głowa, zaciśnięte zęby i pięści. Korci mnie, żeby odezwać się do niego i powiedzieć, że jest kretynem, że powinien natychmiast na nią popatrzeć. Bo przecież gdyby ją zobaczył taką śliczną, z tymi złotymi włosami i złotą twarzą, musiałby natychmiast od nowa się w niej zakochać. I mógłby jej wybaczyć nawet te łzy. Też zresztą złote.
   Odwracam wzrok i nakazuję sobie spokój. Te decyzje nie należą do mnie. Te uczucia nie są moje. Ta historia nie ma żadnego związku ze mną. Nieważne, czy się pokłócą, rozejdą, pogodzą – ja się o tym nawet nie dowiem. Ja tu tylko patrzę.
   Za oknem roje złotych much. Jesień.

piątek, 7 września 2012

Pokochać staruszeczkę

   Wbrew pozorom, światem nie rządzą kosmici. Żydzi i masoni też nie. Ani nawet Amerykanie. Chcesz usłyszeć, jak jest naprawdę? Ale obiecaj: nikomu nie powiesz, że dowiedziałeś się tego ode mnie. Zgoda?
   Światem rządzą staruszeczki. Tylko mi nie mów, że ich nie zauważyłeś. Przecież są wszędzie. Szwadrony w jasnych płaszczykach szturmujące dyliżansy komunikacji miejskiej. Oddziały oficerów-emerytek musztrujące dzieci na osiedlowych placach zabaw. Jednostki zaopatrzeniowe (łatwo je poznać, to te uzbrojone w torby na kółkach) przeczesujące targi, Biedronki, Groszki i Stokrotki. Bataliony rozmieszczone w strategicznie ważnych punktach miasta: na dworcach kolejowych, w poczekalniach szpitali i w kościołach.
   Już wiesz, o które mi chodzi? O, popatrz! Tam koło kiosku stoi jedna. Trzyma reklamówkę z napisem "NO DAMAGE, NO FUN". Naprawdę myślisz, że to była pierwsza siatka z brzegu? Że ona nie wie, co tam jest napisane? Przyjrzyj się raz jeszcze. To nie jest jedna z tych kruchych, wątłych, niepozornych istotek (te wątłe bywają zresztą śmiertelnie niebezpieczne w kolejkach). Zobacz, jakie ma przenikliwe spojrzenie, jakie zamaszyste ruchy, jak mocno trzyma tę swoją siatkę. Nie zdziwiłabym się, gdyby była generałem. A pamiętasz, jak jedna z tych drobniejszych zaczepiła nas na przystanku i poprosiła, żeby jej otworzyć puszkę z napojem energetycznym? Po kwadransie wiedziała dokładnie gdzie jedziemy, skąd jesteśmy i co zdawaliśmy na maturze. A ty podałeś jej jeszcze imiona rodziców. Nie, wcale nie mam do ciebie pretensji, chcę tylko, żebyś zrozumiał, jak one działają.
   Po co mi to? Bo, widzisz, jedna taka staruszeczka jest gdzieś we mnie. Czasem ją widzę, czasem słyszę. Podsłuchuje wszystkie moje rozmowy i coraz częściej się do nich wtrąca. I notorycznie podejmuje za mnie decyzje. Nie, właściwie mi to nie przeszkadza. Jest starsza, ma większe doświadczenie. Pewnie minie jeszcze z sześć dekad zanim będę tak mądra jak ona, ale krok po kroku, dzień za dniem, staram się do niej dorosnąć.
   Znamy się od dawna, więc nie wiem, czemu dopiero ostatnio przyszło mi do głowy, że powinnam o nią zadbać. Bo przecież kiedyś zostanę z nią sama. Wewnętrzna Nastolatka mniej ostatnio bryka, chyba się wyprowadzi. Inne alter ega też powoli cichną. A ona jest. I będzie już do końca. Właśnie dlatego nie chcę, żeby była podła, smutna czy bezradna. Bez trudu mogłabym z niej wyhodować zrzędliwą jędzę. Tylko po co? To przecież ja najbardziej bym na tym ucierpiała. Może jestem trochę głupia, ale przecież nie będę strzelać sobie w stopę...
   Masz rację, to jeden z powodów tej mojej gorączkowej aktywności. Bo, widzisz, ona ma tylko mnie. Jeśli się o nią nie zatroszczę, będzie zupełnie bezbronna w naszym smutnym, pokancerowanym świecie. A ja chcę, żeby radziła sobie mimo wszystko. Żeby nie narzekała na "dzisiejszą młodzież". I dlatego uczę nas języków obcych, aż mózg mi się przegrzewa, dlatego zabieram ją na wycieczki, udostępniam komputer, Internet i tyle książek, ile tylko sobie zażyczy. Samurajem raczej nie zostanie, ale może zamiast tego będzie szczęśliwym człowiekiem. Co do mnie, zamierzam zrobić wszystko, żeby była silna, spokojna i dzielna jak prawdziwy żołnierz.
   To moja staruszeczka i nie zamierzam jej pozwolić na dezercję. Tak mi dopomóż...