Wbrew pozorom, światem nie rządzą kosmici. Żydzi i masoni też nie. Ani nawet Amerykanie. Chcesz usłyszeć, jak jest naprawdę? Ale obiecaj: nikomu nie powiesz, że dowiedziałeś się tego ode mnie. Zgoda?
Światem rządzą staruszeczki. Tylko mi nie mów, że ich nie zauważyłeś. Przecież są wszędzie. Szwadrony w jasnych płaszczykach szturmujące dyliżansy komunikacji miejskiej. Oddziały oficerów-emerytek musztrujące dzieci na osiedlowych placach zabaw. Jednostki zaopatrzeniowe (łatwo je poznać, to te uzbrojone w torby na kółkach) przeczesujące targi, Biedronki, Groszki i Stokrotki. Bataliony rozmieszczone w strategicznie ważnych punktach miasta: na dworcach kolejowych, w poczekalniach szpitali i w kościołach.
Już wiesz, o które mi chodzi? O, popatrz! Tam koło kiosku stoi jedna. Trzyma reklamówkę z napisem "NO DAMAGE, NO FUN". Naprawdę myślisz, że to była pierwsza siatka z brzegu? Że ona nie wie, co tam jest napisane? Przyjrzyj się raz jeszcze. To nie jest jedna z tych kruchych, wątłych, niepozornych istotek (te wątłe bywają zresztą śmiertelnie niebezpieczne w kolejkach). Zobacz, jakie ma przenikliwe spojrzenie, jakie zamaszyste ruchy, jak mocno trzyma tę swoją siatkę. Nie zdziwiłabym się, gdyby była generałem. A pamiętasz, jak jedna z tych drobniejszych zaczepiła nas na przystanku i poprosiła, żeby jej otworzyć puszkę z napojem energetycznym? Po kwadransie wiedziała dokładnie gdzie jedziemy, skąd jesteśmy i co zdawaliśmy na maturze. A ty podałeś jej jeszcze imiona rodziców. Nie, wcale nie mam do ciebie pretensji, chcę tylko, żebyś zrozumiał, jak one działają.
Po co mi to? Bo, widzisz, jedna taka staruszeczka jest gdzieś we mnie. Czasem ją widzę, czasem słyszę. Podsłuchuje wszystkie moje rozmowy i coraz częściej się do nich wtrąca. I notorycznie podejmuje za mnie decyzje. Nie, właściwie mi to nie przeszkadza. Jest starsza, ma większe doświadczenie. Pewnie minie jeszcze z sześć dekad zanim będę tak mądra jak ona, ale krok po kroku, dzień za dniem, staram się do niej dorosnąć.
Znamy się od dawna, więc nie wiem, czemu dopiero ostatnio przyszło mi do głowy, że powinnam o nią zadbać. Bo przecież kiedyś zostanę z nią sama. Wewnętrzna Nastolatka mniej ostatnio bryka, chyba się wyprowadzi. Inne alter ega też powoli cichną. A ona jest. I będzie już do końca. Właśnie dlatego nie chcę, żeby była podła, smutna czy bezradna. Bez trudu mogłabym z niej wyhodować zrzędliwą jędzę. Tylko po co? To przecież ja najbardziej bym na tym ucierpiała. Może jestem trochę głupia, ale przecież nie będę strzelać sobie w stopę...
Masz rację, to jeden z powodów tej mojej gorączkowej aktywności. Bo, widzisz, ona ma tylko mnie. Jeśli się o nią nie zatroszczę, będzie zupełnie bezbronna w naszym smutnym, pokancerowanym świecie. A ja chcę, żeby radziła sobie mimo wszystko. Żeby nie narzekała na "dzisiejszą młodzież". I dlatego uczę nas języków obcych, aż mózg mi się przegrzewa, dlatego zabieram ją na wycieczki, udostępniam komputer, Internet i tyle książek, ile tylko sobie zażyczy. Samurajem raczej nie zostanie, ale może zamiast tego będzie szczęśliwym człowiekiem. Co do mnie, zamierzam zrobić wszystko, żeby była silna, spokojna i dzielna jak prawdziwy żołnierz.
To moja staruszeczka i nie zamierzam jej pozwolić na dezercję. Tak mi dopomóż...
P.S. Autorka serdecznie dziękuje (co miała zrobić powyżej, ale zapomniała) jednemu ze swoich najulubieńszych historyków sztuki, czyli A.F. za pozwolenie na wykorzystanie niezwykle inspirującej kategorii Wewnętrznej Nastolatki. Grazie!
OdpowiedzUsuńUśmierć w sobie starego człowieka, Świegocie!
OdpowiedzUsuńStarego człowieka – zgoda. Jak tylko go znajdę. ;)
OdpowiedzUsuńStaruszeczki na śmierć nie wydam, przyda się, jeśli kiedyś zostanę babcią.