– Ty jesteś Pan, jak Ci się podoba, tak czynisz. Widzisz i wiesz wszystko. Nawet moje nerki znasz jak własną kieszeń. Uciekłem, żeby raz jeden nie robić tego, co Ty chcesz. Tylko to, co ja. I za to ukarałeś mnie miłością do miasta, które tak samo nie chciało być posłuszne. Do pogańskiego miasta, o Jahwe!
Była najpiękniejsza na świecie, kiedy ją zobaczyłem nad przepaścią. Przepełniona cierpieniem, którego nie mogła zrozumieć, którego nie zagłuszało już żadne pijaństwo, żadne upodlenie, żadne okrucieństwo. Zawieszona pomiędzy rozpaczą i nadzieją. W tej jednej chwili poczułem, jak musisz ją kochać. Szedłem ulicami i krzyczałem z tej miłości, przejęty zgrozą. Mówiłem jej to wszystko, za czym tęskniło jej serce, ale nie powiedziałem, że wiem to od Ciebie. Gdyby poznała mnie lepiej, musiałaby się domyślić, więc zacząłem kłamać, żeby tylko poszła za mną. Mówiłem, że umrze za czterdzieści dni. Oszukałem ją, a jednak pod moim kłamstwem zobaczyła prawdę i znalazła drogę do Ciebie.
Potem, kiedy minął kryzys, siedziałem dalej przy szpitalnym łóżku, patrząc, jak ona wraca do zdrowia i wiedząc, że nie ma w tym nic mojego, że znowu sam wszystkiego dokonałeś.
Umiesz czytać w moim sercu lepiej niż ja sam. Wiesz, że nie rozumiem tej miłości, która była we mnie jak iskra, płomień, jasne światło. Ani tego, że zgasła, kiedy zobaczyłem, że to miasto już mnie nie potrzebuje. Ani swojej bezsilności, kiedy nie umiałem wrócić do domu, tylko tkwiłem pod bramą jak żebrak, jak pies, żeby jeszcze przez chwilę móc na nią patrzeć. Ani tego, że o mnie zapomniała, a Ty jej nie ukarałeś, bo do Ciebie wróciła. Ani Twojej niezrozumiałej litości nad tym, co powinno spłonąć. Ani Twojego robaczka Jakuba, przez którego znoszę ciężar dnia i spiekotę.
A ja?
Czy i ja jestem tylko robakiem w Twoich oczach? Czy i ja jestem jak ślepa burza miotająca okrętem? A może jestem jedną z Twoich ryb, których wnętrzności tak śmierdzą, że nawet demony uciekają z krzykiem?
Kim jestem dla Ciebie?
Odpowiedz!
Była najpiękniejsza na świecie, kiedy ją zobaczyłem nad przepaścią. Przepełniona cierpieniem, którego nie mogła zrozumieć, którego nie zagłuszało już żadne pijaństwo, żadne upodlenie, żadne okrucieństwo. Zawieszona pomiędzy rozpaczą i nadzieją. W tej jednej chwili poczułem, jak musisz ją kochać. Szedłem ulicami i krzyczałem z tej miłości, przejęty zgrozą. Mówiłem jej to wszystko, za czym tęskniło jej serce, ale nie powiedziałem, że wiem to od Ciebie. Gdyby poznała mnie lepiej, musiałaby się domyślić, więc zacząłem kłamać, żeby tylko poszła za mną. Mówiłem, że umrze za czterdzieści dni. Oszukałem ją, a jednak pod moim kłamstwem zobaczyła prawdę i znalazła drogę do Ciebie.
Potem, kiedy minął kryzys, siedziałem dalej przy szpitalnym łóżku, patrząc, jak ona wraca do zdrowia i wiedząc, że nie ma w tym nic mojego, że znowu sam wszystkiego dokonałeś.
Umiesz czytać w moim sercu lepiej niż ja sam. Wiesz, że nie rozumiem tej miłości, która była we mnie jak iskra, płomień, jasne światło. Ani tego, że zgasła, kiedy zobaczyłem, że to miasto już mnie nie potrzebuje. Ani swojej bezsilności, kiedy nie umiałem wrócić do domu, tylko tkwiłem pod bramą jak żebrak, jak pies, żeby jeszcze przez chwilę móc na nią patrzeć. Ani tego, że o mnie zapomniała, a Ty jej nie ukarałeś, bo do Ciebie wróciła. Ani Twojej niezrozumiałej litości nad tym, co powinno spłonąć. Ani Twojego robaczka Jakuba, przez którego znoszę ciężar dnia i spiekotę.
A ja?
Czy i ja jestem tylko robakiem w Twoich oczach? Czy i ja jestem jak ślepa burza miotająca okrętem? A może jestem jedną z Twoich ryb, których wnętrzności tak śmierdzą, że nawet demony uciekają z krzykiem?
Kim jestem dla Ciebie?
Odpowiedz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz