środa, 2 maja 2012

Ciężar uśmiechu

   Mój trolejbus zatrzymuje się koło Ogrodu Saskiego. Następuje normalna w tym punkcie miasta cyrkulacja pasażerów, w wyniku której obok mnie staje śliczna dziewczyna. Ma ciemną karnację i piękne białe zęby. Ciemnych włosów nie widać: głowę szczelnie okrywa chustka w kwiaty. Koniec kwietnia i mocno już ciepło, musi być jej gorąco w długich dżinsach i płaszczu do kolan. Za to emanuje z niej tyle spokojnej godności, że czuję się przy niej aż nieswojo. Tłumaczę sobie, że nie powinnam, bo ostatnią epoką, która mogłaby uznać moje codzienne ciuchy za nieprzyzwoite było XX-lecie międzywojenne. Nie pomaga, więc opowiadam sobie – dla podniesienia morale – jakieś brednie o różnicach kulturowych.
   Dziewczyna tymczasem wydobywa z kieszeni telefon komórkowy i zaczyna odpisywać na SMS-a. Zawodowa ciekawość każe mi zerknąć i zorientować się, w jakim języku pisze. Jakieś arabskie robaczki, nie rozczytam. Ale gapię się, bo lubię, jak ktoś klika w takim tempie. To ładne. Tylko jej paznokcie migają nad dotykowym ekranikiem. Usiłuję sobie przypomnieć, co wiem o znakach diakrytycznych używanych w różnych językach. Trolejbus trzęsie. Dziewczyna pisze. Szybko, bez zastanowienia. A potem przechodzi do menu z emotikonami i zastyga nagle w pół gestu z palcem nad uśmiechniętą buźką. Podnosi wzrok i długo, długo waha się, patrząc przez okno.
   Przyglądam się temu i w duszy aż kiwam głową nad własną głupotą. Różnice kulturowe, akurat! Gdyby cokolwiek nas różniło, nie rozumiałabym zadumy, z jaką waży ten jeden uśmiech. A przecież świetnie rozumiem. Paradoks: decyzja o uśmiechu podejmowana z całkowitą powagą, roztrząsana sumiennie, z pełną świadomością, że ten szczegół może sporo zmienić, że może mieć znaczenie.
   Taki drobiazg. Takie nic. Dwukropek i pół nawiasu. Nad czym się zastanawiać? A jednak. Ona wie i ja wiem, że uśmiechy mogą być cięższe od słów. Słowa to sprawa umysłu i duszy. Ciało je tylko artykułuje: wymawia, utrwala na piśmie. Ale uśmiechy... Uśmiechy należą do pogranicza. Wyraża je ciało i odbiera je ciało, ale zdradzają myśli i stany ducha. Jeśli nie powściąga ich umysł, mogą narobić szkód. Potrafią być podstępne i zwodnicze. Lubią mówić więcej, niż człowiek powiedziałby słowami. Czasem kłamią. Czasem bolą. Czasem dużo kosztują. Zdarza im się bez wiedzy i zgody właściciela twarzy rzucić czar na kogoś, kto nie zna jego mimiki. I mają przedziwną zdolność zbliżania do siebie nawet najbardziej niepodobnych istot ludzkich.
   Ja to wiem i ona wie, choć nie czytała "Awantury o Basię", gdzie Kornel Makuszyński ustami jednego z bohaterów głosił, że uśmiech "to pół pocałunku". Tylko jak tu się nie uśmiechać, skoro ten sam Makuszyński twierdzi gdzie indziej, że dzień bez uśmiechu jest dniem straconym? A poetka ludowa Maria Gleń dorzuca swoje trzy grosze:
   U tego, kto zacny,
   Uśmiech zawsze łacny.

   Cóż, niech będzie i tak.  :)

2 komentarze: